Deszcz padał nie kroplami, lecz strugami – ulewny, nieustępliwy i tak zimny, że szczypał w skórę. Park Riverside, zazwyczaj pełen śmiechu i światła, zamienił się w pustkowie pełne błota i nędzy. Kałuże zlewały się w płytkie jeziora. Drzewa uginały się pod ciężarem burzy, a samo niebo zdawało się opłakiwać coś niewidzialnego.
Pośrodku tego wszystkiego stał mały wózek inwalidzki, na wpół zatopiony w błocie. W środku dziesięcioletni Eli Whitaker walczył ze łzami. Jego dłonie drżały na zimnych, metalowych kołach, ślizgając się raz po raz. Jego nogi – sparaliżowane od urodzenia – zwisały bezwładnie, a strach szarpał go w piersi niczym żywa istota.
Tylko w celach ilustracyjnych
Chciał tylko nakarmić kaczki. Tylko tyle. To był jego pomysł – wyjść na zewnątrz, poczuć deszcz, przez chwilę udawać, że jest po prostu kolejnym chłopcem, a nie tym, nad którym wszyscy się litują. Jego opiekunka, pani Patterson , zgodziła się z roztargnieniem: „Jasne, kochanie”, po czym spędziła cały spacer wpatrzona w telefon.
Teraz, gdy rozległ się grzmot i park opustoszał, ona stała kilka metrów dalej, pod drzewem, odwrócona plecami, śmiejąc się do telefonu, jakby burza – i chłopak – nie istniały.
„Pani Patterson!” krzyknął Eli, a jego cichy głos się załamał. „Pomóż mi!”
Brak odpowiedzi.
Spróbował ponownie, tym razem głośniej, ale wiatr wyrwał mu słowa z ust. Koła kręciły się bezradnie, rozpryskując błoto w rękawach. Deszcz zamazywał mu wzrok, aż wszystko wyglądało jak akwarela – szare i beznadziejne. Biegacze mijali go z opuszczonymi głowami i twarzami ukrytymi za kapturami. Ich wzrok przeskakiwał na niego przez pół sekundy, po czym odwracał się, wybierając ignorancję zamiast dyskomfortu.
I po raz pierwszy w swoim młodym życiu Eli zrozumiał, co naprawdę oznacza niewidzialność .
Kilometr dalej Noah Thompson spieszył się do domu po pracy po szkole w Morton’s Market. Jego zmiana się przedłużyła, a ciało bolało od układania pudeł, ale chłopak nigdy nie narzekał. Praca była sposobem na przetrwanie. Jego trampki trzeszczały na mokrym chodniku, a woda wsiąkała w skarpetki z każdym krokiem. Cienka bluza z kapturem przylegała do niego, bezużyteczna z powodu zimna.