Kurier poprosił o potwierdzenie dostawy komody na nazwisko męża. Po sprawdzeniu adresu zrozumiałam, gdzie spędzał piątkowe wieczory. Telefon zadzwonił o 9:37, kiedy wsy…

Telefon zadzwonił o 9:37, kiedy wsypywałam płatki do miski.
– Dzień dobry, dostawa dla pana Piotra Kowalskiego, komoda, zamówienie numer… – głos był uprzejmy, znużony, jakby mówił to już dwudziesty raz tego dnia. – Jesteśmy pod adresem Przystań 14B, ale pan Piotr nie odbiera. Czy może pani potwierdzić dostawę jako kontakt zapasowy?

– Jakiej komody? – zdziwiłam się, ocierając dłonie o spodnie. – My niczego nie zamawialiśmy.

Po drugiej stronie zapadła pauza przewracająca kartki. – Zamówienie z dopiskiem “piątek po 10:00”, komoda dębowa “Loft 160”, w środku instrukcja i zestaw montażowy, płatność opłacona online. Odbiorca: Piotr Kowalski, numer telefonu… – podyktował mój numer męża – …a adres… – i to był moment, kiedy łyżka wypadła mi z ręki. To nie był nasz adres. Dwa dzielnice dalej, nowy kompleks “Przystań”.

– To nie u nas – powiedziałam zbyt szybko. – Proszę zadzwonić do pana Piotra. – Rozłączyłam się, ale ręce miałam lodowate. Zanim telefon zdążył wrócić do stanu spoczynku, zadzwonił ponownie. Ten sam numer.

– Przepraszam, pani numer widnieje jako kontakt zapasowy. Pan Piotr nie odbiera. Muszę potwierdzić dostawę, jesteśmy pod adresem. Wejść?

W tym “wejść?” było coś, co przecięło mnie jak cienki nóż. – Proszę wejść – odpowiedziałam, jakby to ode mnie zależało, czy ta komoda pojawi się na świecie. – I… proszę poprosić o potwierdzenie nazwiska osoby, która odbiera.

Odłożyłam telefon i przez chwilę stałam w miejscu, jak człowiek, któremu zabrano grawitację. “Komoda Loft 160” – to brzmiało zbyt konkretnie, żeby pomylić mieszkania. Otworzyłam laptopa. Wpisałam w pasek “Przystań”.

Zdjęcia: beton, szkło, tarasy, kąciki “dla jogi”, ściany w kolorze, który mój mąż zawsze nazywał “zbyt modnym”. Numer budynku z telefonicznego zgłoszenia pasował do klatki z widokiem na rzekę, tej samej, o której mówił czasem w piątki: “idę z chłopakami pobiegać nad wodę, wrócę później”.

O dziesiątej czterdzieści pięć mój telefon zawibrował jeszcze raz. SMS od nieznanego numeru: “Dostawa zrealizowana, odbiór: Anita S.”. Zdjęcie dołączone: otwarte drzwi, złamana w pół folia bąbelkowa, fragment holu – jasne deski, kwiat w wielkiej donicy, ściana w kolorze “zbyt modnym”. Na pierwszym planie paczka z naklejką: “dla P.”.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak szybko ubrałam płaszcz. Wzięłam klucze, włożyłam buty, wsunęłam do torebki telefon i pojechałam. Tramwajem. Nie po to, żeby robić sceny. Po to, żeby zobaczyć, jak wygląda mój “piątek”.

Następny

Share This Article
Leave a comment