– Przyjadą wieczorem.
– Słyszałem.
– Jak myślisz, co ona powie?
„Nie wiem. Ale bądź przygotowany na każdy scenariusz. Może się zgodzi. Może podejmie ostatnią próbę wywarcia na ciebie presji. Najważniejsze, żebyś trzymał się swoich granic”.
Timofiej skinął głową. Cały dzień był zdenerwowany, krążył po mieszkaniu, coś robił, a potem to porzucał. Olga zajmowała się swoimi sprawami, nie przeszkadzała mu. Rozumiała, że potrzebuje czasu, żeby ogarnąć sytuację. O szóstej nakryli do stołu. Herbata, ciasteczka, owoce – nic specjalnego. Olga celowo nie przygotowała niczego skomplikowanego. To była zwykła rozmowa, a nie uroczysta kolacja.
Dokładnie o szóstej zadzwonił dzwonek do drzwi. Timofiej otworzył drzwi. Jelena Iwanowna weszła cicho i skinęła głową. Wyglądała na zmęczoną. Władimir Siergiejewicz poszedł za nią, trzymając ją za rękę. Rozebrali się, weszli do pokoju i usiedli przy stole. Olga nalała herbaty. Wszyscy milczeli. Jelena Iwanowna wpatrywała się w swoją filiżankę, nie podnosząc wzroku.
„Mamo” – zaczął Timofey – „dziękuję, że zgodziłaś się przyjść”.
Teściowa podniosła głowę.
„Nie przyszedłem, bo się zgodziłem. Przyszedłem, bo Władimir mnie do tego namówił, powiedział, że musimy porozmawiać normalnie, bez krzyków”.
– Okej. Porozmawiajmy.
Elena Iwanowna rozejrzała się po stole. Herbata, ciasteczka, ani barszczu, ani kotletów.
„Nawet nie próbowałam” – mruknęła, patrząc na Olgę.
„To nie jest świętowanie” – odpowiedziała spokojnie Olga. „To rozmowa. Herbata wystarczy do rozmowy”.
Teściowa zacisnęła usta i przez chwilę milczała. Potem spojrzała na Timofeja.
— Naprawdę myślisz, że tobą manipuluję?
„Tak, mamo, chyba tak. Całe życie powtarzałaś mi, że jestem ci coś winien, że jeśli nie robię wszystkiego po twojemu, jestem złym synem. I żyłem z tym poczuciem winy. Robiłem wszystko, co mogłem, żeby udowodnić, że jestem dobrym człowiekiem: dawałem ci pieniądze, tolerowałem twoje narzekania, pozwalałem ci ingerować w nasze życie. Ale to nieprawda”.
— Co w tym złego? Jesteś moim synem. Mam prawo uczestniczyć w twoim życiu.
— Bierz udział, tak. Ale nie kontroluj, nie żądaj, nie obwiniaj, jeśli coś nie pójdzie po twojej myśli.
Jelena Iwanowna patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, po czym odwróciła wzrok.
„Nie chciałem kontrolować. Po prostu się martwię”.
„Martwienie się to jedno, manipulacja to drugie” – wtrąciła Olga. „Powiedziałeś Timofiejowi, że marnuję pieniądze. Zasugerowałeś utworzenie osobnego budżetu, żeby mieć kontrolę. A ty ciągle prosisz o pieniądze. Dwadzieścia tysięcy hrywien w ciągu sześciu miesięcy poszło na same niedzielne obiady. Czy to normalne?”
Teściowa zacisnęła usta.
„Nie prosiłem cię o gotowanie takich obiadów. Sam je ugotowałeś.”
— Bo inaczej byś mnie krytykował. Powiedziałbyś, że jestem kiepską gospodynią, że nie umiem przyjmować gości.
– Nigdy tego nie powiedziałem.
— Mówiłem ci. Wielokrotnie. Pośrednio. Przez aluzje. Za słone. Za suche. Za tłuste. Za każdym razem było coś, do czego można by się przyczepić. A ja starałem się bardziej. Lepiej. Gotowałem skomplikowane dania. Spędziłem trzy, cztery godziny. A ty zabrałeś pojemniki. A tydzień później wróciłeś. Darmowa kuchnia dla ubogich. Wygodnie, prawda?
Jelena Iwanowna milczała. Władimir Siergiejewicz odchrząknął.
„Lena, ma rację. Nadużywaliśmy tego. Olga próbowała, ale zawsze znalazłeś coś, na co można narzekać”.
– Ty też jesteś przeciwko mnie?
„Nie jestem przeciwko tobie. Jestem za sprawiedliwością. Timofiej jest naszym synem i powinien nam pomagać. Ale nie na tyle, żeby zapominał o swojej rodzinie. Ma żonę, oni mają swoje życie, swoje zasady i musimy to uszanować”.
Teściowa spojrzała na męża, potem na syna, a potem na Olgę. Twarz jej drżała. Ścisnęła kubek tak mocno, że aż zbielały jej kostki.
– Czyli wszyscy są przeciwko mnie?
„Nikt nie jest przeciwko tobie, mamo” – powiedział cicho Timofiej. „Chcemy po prostu normalnego związku. Bez manipulacji, poczucia winy, ciągłych żądań. Jestem gotów ci pomóc. Dać ci pieniądze, kiedy naprawdę ich potrzebujesz, zaprosić cię do siebie. Ale zgodnie z zasadami, które ustaliliśmy z Olgą. Raz w miesiącu, po wcześniejszym umówieniu. Tak będzie uczciwie”.
— A co jeśli będę chciał częściej?
— Możemy do siebie dzwonić, widywać się na mieście, ale w domu – raz w miesiącu.
Elena Iwanowna milczała przez chwilę, po czym powoli skinęła głową.
– Dobrze. Niech będzie raz w miesiącu.
Timofiej odetchnął. Olga poczuła, jak ciężar spada mu z serca.
– Dziękuję mamo.
„Ale nie mogę obiecać, że mi się spodoba” – dodała teściowa. „I nie mogę obiecać, że nie będę dzwonić częściej”.
– Możesz zadzwonić, ale jeśli zaczniesz mną manipulować, rozłączę się.
Jelena Iwanowna spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Naprawdę zamierzasz to zrobić?
— Tak. Bo mam już dość poczucia winy. Kocham cię, ale nie jestem ci winien całego życia.
Teściowa milczała. Potem upiła łyk herbaty i wzięła ciasteczko. Żuła je powoli, w zamyśleniu. Władimir Siergiejewicz położył dłoń na jej dłoni.
„Lena, to właściwa decyzja. Musimy go puścić. Timofiej jest dorosły, ma własną rodzinę. Nie możemy żądać od niego całego czasu i pieniędzy”.
– A kto się nami zajmie?
„Zajmę się tym” – powiedział Władimir Siergiejewicz. „Moja emerytura jest wyższa niż twoja, a do tego mam pracę na pół etatu. Mamy dość. A Timofiej może pomóc, kiedy będzie mógł. Bez presji”.
Elena Iwanowna westchnęła.
– Dobrze, spróbuję.
Dopili herbatę i rozmawiali o sprawach neutralnych: o pogodzie, wiadomościach, sąsiadach. Luźna rozmowa, bez narzekań i oskarżeń. Jelena Iwanowna kilka razy była bliska powiedzenia czegoś sarkastycznego, ale Władimir Siergiejewicz powstrzymał ją spojrzeniem. Gdy wychodziła, teściowa zatrzymała się w korytarzu. Zerknęła na Olgę.
– Wygrałeś?..
„To nie jest wojna” – odpowiedziała spokojnie Olga. „To po prostu ustalanie granic”.
— Nieważne. Zabrałeś mi syna.
„Nic nie wziąłem. Timofiej sam decydował, jak chce żyć, a ja go wspierałem”.
Elena Iwanowna zatrzymała się, a potem nagle wyciągnęła rękę. Olga uścisnęła ją. Teściowa skinęła głową i odeszła. Władimir Siergiejewicz został i uściskał Timofieja.
– Dobra robota, synu. Trzymaj się.
– Dziękuję tato.
Wyszli. Timofiej zamknął drzwi, oparł się o nie plecami i zamknął oczy.
— Zadziałało.
Jelena Iwanowna dzwoniła, ale rzadziej. Raz w tygodniu. Pytała, jak się mają sprawy, opowiadała o swoich. Nie prosiła o pieniądze. Nie krytykowała. Przyszła raz z tygodniowym wyprzedzeniem. Timofiej dał jej pieniądze na zakupy, a Olga ugotowała obiad. Teściowa jadła w milczeniu, po czym powiedziała, że był pyszny. Olga o mało się nie udławiła ze zdziwienia. To były pierwsze słowa pochwały, jakie usłyszała od pięciu lat. Wychodząc, Jelena Iwanowna nie zabrała pojemników. Powiedziała, że w domu jest jedzenie.
Olga odprowadziła ich do drzwi i wróciła do kuchni. Timofiej siedział przy stole z zamyślonym wyrazem twarzy.
„Wydaje się, że się zmienia?” powiedział.
— Myślę, że tak. Albo może po prostu zdała sobie sprawę, że nie ma innego wyjścia.
„Jaka jest różnica? Najważniejsze, że teraz możemy się normalnie komunikować. Bez skandali, bez manipulacji”.
Olga usiadła naprzeciwko.
– Dobrze ci poszło. Wytrzymałeś.
„Jesteśmy wspaniali. Wspieraliście mnie. Bez was bym się załamał”.
— Nie zepsułoby się. Tylko zajęłoby więcej czasu.
Timofey wziął jej dłoń, podniósł ją do ust i pocałował.
– Dziękuję za wszystko.
Olga się uśmiechnęła. Siedzieli w kuchni, trzymając się za ręce, w milczeniu. Słońce zachodziło na zewnątrz, wypełniając pokój ciepłym światłem. Gdzieś w dole śmiały się dzieci, przejeżdżały samochody. Zwykły wieczór, zwyczajne życie. Ale w tej zwyczajności było coś nowego: równowaga, szacunek, zrozumienie.
Tego wieczoru wspólnie rozliczyli budżet. Timofiej dał osiemnaście tysięcy hrywien. Przedstawił swoje miesięczne wydatki. Wszystko było uczciwe, wszystko było przejrzyste. Olga zebrała arkusze kalkulacyjne i podzieliła pieniądze: media, artykuły spożywcze, wydatki domowe. Zostało jeszcze trochę. Postanowili zaoszczędzić na wakacje. Chcieli pojechać nad morze tego lata. Tylko we dwoje. Bez rodziców, bez zobowiązań. Tylko oni i ocean.
„A tak w ogóle, mama dziś dzwoniła” – powiedział Timofey, zamykając laptopa.
— A czego chciałeś?
— Zapytała, czy potrzebujemy pomocy. Powiedziała, że może przyjść i powiedzieć prawdę, jeśli będziemy zajęci.
Olga uniosła brwi ze zdziwienia.
– Poważnie?
„Poważnie. Powiedziałem jej, że sami sobie poradzimy. Nie obraziła się. Powiedziała tylko: »Jeśli coś się stanie, zadzwoń do mnie«.
– Cuda.
– Jasne.
Poszli spać późno. Olga leżała w ciemności, wsłuchując się w oddech Timofieja obok siebie. Spał już, rozciągnięty na połowie łóżka. Myślała o tym, jak wszystko się zmieniło. Oddzielny budżet, który miał być narzędziem kontroli, stał się narzędziem wyzwolenia. Ukazał prawdę. Otworzył jej oczy. Zmusił ją do ustalenia granic.
Elena Iwanowna nigdy nie przyznała się do błędu. Nie przeprosiła. Ale zaakceptowała nowe zasady. Być może szczerze. Być może dlatego, że zdała sobie sprawę, że w przeciwnym razie straci syna całkowicie. Co to zmieniło? Najważniejsze, że mogła teraz żyć normalnie. Bez ciągłego napięcia, bez oczekiwania kolejnego skandalu.
Olga zamknęła oczy. Zasypiając, pomyślała o tym, że czasami trzeba przejść przez konflikt, aby znaleźć spokój. Trzeba wyznaczyć granice, aby budować relacje. Trzeba powiedzieć „nie”, aby usłyszeć prawdziwe „tak”. A co najważniejsze, trzeba cenić siebie, swoją pracę i swój czas. Bo jeśli ty nie będziesz cenić siebie, nikt inny tego nie zrobi.
Oddzielny budżet trwał tydzień. Ale ten tydzień wystarczył, by wszystko zmienić. By pokazać prawdę. By przywrócić równowagę. A teraz, gdy znów zarządzali wspólnym budżetem, był to budżet sprawiedliwy, równy, oparty na szacunku, a nie na manipulacji. I był słuszny. Wreszcie słuszny.