Studios
Wygenerowany obraz
Jego ubranie było podarte, skóra opalona od słońca, a twarz pokryta brudem. Jednak w jego ciemnych oczach płonął ogień, którego żadna bieda nie mogła zgasić – ta sama determinacja, którą zawsze podziwiała jego babcia, Esperanza.
Minęły trzy miesiące od jej śmierci — trzy miesiące od czasu, gdy Aurelio spał na ławkach, jadł ochłapy i nauczył się żyć według własnych zasad.
„Mi hijo” – mawiała jego babcia – „bieda nie usprawiedliwia utraty godności. Zawsze jest uczciwy sposób na zarobienie na chleb”.
Te słowa stały się jego kompasem.
🌞 DZIEŃ JAK KAŻDY INNY
Tego popołudnia rzeka płynęła leniwie, odbijając ostre słońce niczym roztopione szkło. Aurelio kucał przy brzegu, wyławiając plastikową butelkę uwięzioną między trzcinami. Nucił cicho – jedną ze starych piosenek, które śpiewała mu babcia, kiedy gotowała.
Wtedy usłyszał krzyki.
Początkowo odgłos dobiegał z oddali – wybuch paniki wśród miejskiego gwaru. Ale kiedy spojrzał w górę, zobaczył ludzi gromadzących się w pobliżu mostu. Ktoś wskazywał na wodę.
Mężczyzna w ciemnym garniturze – najwyraźniej nie z tej części miasta – wpadł do rzeki. Prąd nie był silny, ale mężczyzna miotał się dziko, nie mogąc pływać. Jego wypolerowane buty bezsilnie kopały, gdy brązowa woda go pochłonęła.