W biurze panował gwar. Kamery już nagrywały, partnerzy zajmowali swoje miejsca, a dziennikarze ustawiali mikrofony. Victoria z zimnym uśmiechem poprawiła perłowy naszyjnik i przeczesała dłonią starannie ułożone włosy. Poczuła, że to jej chwila triumfu.
Elena! Kawa! Na kolana, jak mówiłem! Rozległ się jej czysty głos.
Wszyscy odwrócili głowy. Niektórzy nie ufali własnym uszom. Inni chrapali z nerwowym śmiechem. Elena weszła drobnymi krokami, trzymając tacę w dłoniach. Na jej twarzy nie było żadnego wyrazu, tylko zmęczenie latami i głęboko skrywana godność.
Powoli uklękła i postawiła tacę na podłodze.
Zapadła dziwna cisza. Kamery nagrywały wszystko, co sekundę. Jedna z reporterek podeszła bliżej, a mikrofon wychwycił jej drżący oddech.
Wtedy Elena podniosła wzrok. Po raz pierwszy od dawna nie poddała się. Jej spojrzenie było ostre, pełne bólu, ale też niespodziewanie silne.
„Pani Wiktorio” – powiedziała powoli i wyraźnie – „latami służyłam pani w milczeniu. Myślała pani, że skoro jestem stara, biedna i samotna, to może mnie pani podeptać. Ale dziś… Dziś jest ostatni raz”.
Na sali rozległ się szmer. Jeden z dziennikarzy wyszeptał: „Nagrywasz to?”
Wiktoria zarumieniła się, a potem spróbowała się uśmiechnąć.
Elena, teatr nie jest dla ciebie. Odstaw kawę i wyjdź.