Uprzedzony policjant zadrwił z czarnoskórej kobiety w średnim wieku, oblewając ją kawą. Chwilę później, gdy odkrył, kim naprawdę jest, padł na kolana ze wstydu.
„Odsuń się, kobieto. Zatrzymujesz kolejkę.”
Był rześki poniedziałkowy poranek w centrum Chicago. W małej kawiarni naprzeciwko sądu panował gwar rozmów, gdy pracownicy biurowi i studenci spieszyli się po kawę. Wśród nich stała Angela Moore, 52-letnia Afroamerykanka w szytym na miarę szarym garniturze. Spokojna, elegancka i opanowana, emanowała cichą godnością. Nie przyszła tu po to, by się wyróżniać i delektować poranną kawą przed ważnym spotkaniem.
Gdy Angela sięgnęła po kubek, umundurowany policjant otarł się o nią szorstko. Gorąca kawa rozprysła się na jej dłoni i rękawie.
„No i proszę spojrzeć” – powiedział oficer Brian Keller, uśmiechając się złośliwie.
Miał czterdzieści kilka lat, był wysoki i krępy, a poruszał się z arogancką pewnością siebie kogoś, kto jest przyzwyczajony do posłuszeństwa. „Chyba niektórzy ludzie po prostu nie pasują do takich miejsc. Nie martw się, kobieto, przyniosę ci mopa”.
W sklepie zapadła cisza. Kilku klientów odwróciło wzrok; inni zamarli z niepokoju. Angela spokojnie wytarła rękaw, nic nie mówiąc.
Ale Keller nie skończył. Podszedł bliżej, zniżając głos na tyle, by klienci w pobliżu mogli go jeszcze usłyszeć.