Późnopopołudniowe słońce rzucało długie cienie na okolicę. Scena rozgrywająca się na ganku starego białego domu wkrótce stała się najczęściej szeptaną historią w historii miasta. Siedmioletnia dziewczynka, Grace, stała drżąca, otulając opiekuńczo małego brata, Noaha, swoimi maleńkimi rączkami. Jej mała walizka leżała otwarta, a jej zawartość rozrzucona niczym połamane kawałki życia, które zaznało już zbyt wielu trudności: popękana lalka, znoszone buty i podarty sweter.
Jej macocha, Victoria, stała nad nią. W zadbanej dłoni trzymała pojedynczy, skurczony banknot dolarowy, jakby był niezbitym dowodem potwornej zbrodni.
„Złodzieju!” Głos Victorii przeciął wieczorne powietrze niczym smagnięcie biczem.
Sąsiedzi westchnęli. Kilku odważyło się podejść bliżej chodnika, nie mogąc oderwać wzroku. Nie co dzień wybuchał skandal na ich trawniku.
Usta Grace drżą. „Nie wzięłam tego… proszę. Przysięgam, że nie”.